Strony

sobota, 12 września 2020

Od Bianka Hood [ROZDZIAŁ FABULARNY]

 To będzie trudne. Naprawdę trudno opowiadać o tym jak prawie cię pokonano, wdeptano w ziemię, a na koniec wyśmiano twoje pochodzenie. Ale muszę wam to opowiedzieć, herosi. W końcu wtedy zdałam sobie sprawę, czym jest wielki problem. A zaczęło się tak niewinnie...

-Oddawaj to! - krzyknął mężczyzna, któremu ukradłam puszkę coli. Wykrzykiwał wiele innych rzeczy, ale wiecie co? Nie zamierzam tego cytować. Jeśli ktoś ma przeklinać to tylko ja. W każdym razie byłam poza Obozem. Często wychodziłam na chwilę, po rzeczy konieczne mi do życia: colę, cukierki, colę, różową farbę do włosów, cole, dropsy, więcej coli, i inne rzeczy, których nie można było dostać w Obozie. Stojąc ukryta między budynkami, uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy rozgoryczony człowiek, zrezygnował z szukania złodzieja. Po minucie, pełna samouwielbienia, odeszłam z uśmiechem na twarzy. Pomyślałam, by wracać już do Obozu. Skierowałam się w jego stronę. Gdy już miałam przekroczyć magiczną granicę, uświadomiłam sobie, że jeśli moja cola ma pozostać mi nie odebrana, nie powinnam wchodzić z nią do środka. Postanowiłam więc wypić colę przed granicą. Niebezpieczeństwo? Ph... Wmawia się nam, abyśmy byli grzeczni. Usiadłam przy strumyku i oddałam się smakowej uczcie. CuKiEr  był smakiem IdEaLnYm. W każdym razie, byłam sobie w stanie błogości, gdy wyrwał mnie z niego syk. Wężowy syk. Dochodzący ze strumyka. Natychmiast się poderwałam. Szybko chwyciłam patyk leżący na ziemi, aby rozwalić gadowi łeb, zanim pomyśli, by zrobić mi krzywdę. To co zobaczyłam, prawie zwaliło mnie z nóg. Wielki pięcio-sześcio metrowy wąż z olbrzymimi kłami i ogromnymi pazurami. Potworny. Skąd wiedziałam że to potwór?  Przeczucie herosa. A poza tym normalny sześciometrowy wąż nie zmieścił by się w tak małym strumyku, bez użycia magii. Miał okrutne, płonące żądzą mordu oczy. ,,Oczy Aresa`` pomyślałam i przypominałam sobie, że posiadanie wroga w bogu NIE jest dobrym pomysłem. Ale to było coś innego, pochodziło od morza, nie od wojny. Skąd wiedziałam? Przeczucie potomkini Posejdona. Ale czym on był? Próbowałam zgadnąć.

- Jesteś Ketosem - powiedziałam.

- Uroczo, ale nie - odpowiedział. - Ketos to tylko ciało, ale gratulacje za spostrzegawczość.

Nie chciało mi się nawet zastanawiać, co znaczyło "Ketos to tylko ciało" i od razu skupiłam się na tym jak go pokonać. Z mitów, pamiętałam, że Posejdon zesłał Ketosa na Etopie, bo miał jakieś problemy z jej władcami... Pokonał go Perseusz za pomocą głowy Meduzy... Której ja nie posiadałam. Podczas, gdy ja zastanawiałam się jak przeżyć, potwór wyszczerzył kły, a z jego gardła wydobył się groźny szept. Nagle poczułam, że nie mogę się ruszyć. Upadłam na ziemię, przygnieciona mocą niewidzialnych lin. Próbowałam się wyrwać, ale to było tak silne, tak złe, tak nieludzkie, że totalnie nie wiedziałam co robić. Potrzebowałam natychmiastowej pomocy, a ona nie miała znikąd przyjść.

- Masz w sobie krew tak potężnych bogów... Będziesz się perfekcyjnie nadawać... - przerażający, syczący głos, napawał lękiem. Wiedziałam, że z nim nie wygram. Że przyjaciele z domku 11, nie będą się głowić, gdzie zniknęłam. Następcy Hermesa lubią odchodzić bez pytania. Może po miesiącu albo dwóch, zdadzą sobie sprawę, że coś jest nie tak. A wtedy będzie już dla nich za późno. Skoro to coś mogło być tak blisko Obozu, niedługo dostanie się do środka. A mnie... Już mnie nie będzie... Już nigdy nie pokłócę się z Aubrietą, ponarzekam na rodziców, już nie wypiję coli... Ale  nie mogłam się poddać. Musiałam powiadomić Obóz o niebezpieczeństwie skrywającym się w lesie. Dlatego postanowiłam zwlekać, licząc na ratunek.

- Do czego się będę nadawać? Wybacz mi proszę nieuprzejmość, ale gdy spotykam potwora, chciałabym chociaż wiedzieć, dlaczego w ogóle mam być martwa/pożarta/rozpłynięta w nicość - odpowiedziałam wracając do swoich typowych cech charakteru. Wredna, sarkastyczna, sassy, moody, nasty. Jak umierać, to tylko z sarkastyczną ripostą na ustach.

- Nie  mam czasu na odpowiadanie Ci historii mojego życia - zasyczał on. - Więc nie zgrywaj pewnej siebie i daj się ładnie rozpłynąć w nicość.

- A czy ty, nie mógłbyś się ładnie zachować i opowiedzieć mi plan pokonania mnie, niczym stary, dobry czarny charakter? 

- Mógłbym, ale nie muszę - zripostował. Na różową piżamę Zeusa... Znalazłam godnego mnie konkurenta. - Ale w gruncie rzeczy, chodzi o to że jesteś półbogiem.

- Kontynuuj - zachęciłam.

- Gdybyś była, na przykład bogiem nie zaatakowałbym Cię. Gdybyś była śmiertelnikiem też nie. Po prostu, uznałem że skoro potrzebuje szczypty boga i szczypty śmiertelnika, zdobędę półboga, co znacznie ułatwi mi sprawę.

- A w tym twoim przepisie nie można zastąpić szczypty półboga, taką na przykład solą? - to pytanie, było bardzo głupim posunięciem, ale nie byłabym sobą, gdym go nie zadała. - Ewentualnie pieprzem.

- Co? - potwór totalnie ogłupiał. Odsunął się nawet ode mnie, jakbym go popryskała gazem pieprzowym.

- Ale nie w zbyt dużych ilościach, bo to szkodzi - grałam dalej na zwłokę.

 - O nie, potomkini Posejdona, ze mną to nie przejdzie. Nie jestem głupim Kretosem - wysyczał, a niewidzialne więzy, skrępowały mnie mocniej. - Ja, potęga godna Uranosa, warta Gai. Niepamiętany w szkołach, pomijany w mitach, lecz istniejący, prawie pierwotny jak Chaos. Dano mi zasmakować dobrego tytana, dobrego giganta i dobrego potwora w tym samym czasie. To wzmocniło mnie na tyle, by być tu dziś i zdobyć kolejną ważną rzecz: posmakować boga i człowieka. Półboga. Ty pomożesz mi zawładnąć światem, gdy rozpłyniesz się w nicość, zdobędę potęgę! Tartar będzie ziemią, a ziemia będzie Tartarem! Przygotujcie się na nadejście potężnego... - niestety nigdy nie dowiedziałam się, co on chciał powiedzieć, głośny świst zagłuszył wszystko. Mój wybawca stał tuż za potworem.

- Dzień dobry, Kretosie - James uśmiechnął się delikatnie i postawił miecz na ziemi, tak by móc się na nim oprzeć się na mieczu.

 - A dobry, dobry James, ale czemu na wszystkie potęgi, mnie nie rozpoznajesz? - Kretos uśmiechnął się, jakby dopiero co zobaczył starego kumpla, a moje serce zamarło. Czyżby James stał po jego stronie?

- Ależ nie pomyliłbym Cię z niczym. Po prostu wolałbym porozmawiać z Kretosem - mówił groźnie i ironicznie, jakby każde nieprzyjemne słowo było dla niego jedynym słusznym wyjściem. A po za tym był dziwadłem, jak zwykle.Czemu mówił Kretosowi, że chciał by porozmawiać z Kretosem (przepraszam James, teraz wiem, że to jednak nie było głupie posunięcie)?

- James, James, James. Za słabo mnie znasz. Chętnie pomógłbym staremu druhowi, ale nie wtedy zapewne zabiłbyś Kretosa i nie miałbym się czym posługiwać, podczas wysysania esencji duszy tej dziewczyny, a więc przykro mi, nie dam Ci z nim porozmawiać - ta rozmowa schodziła na coraz dziwniejsze tory. - Pomóż mi, a nagroda Cię nie ominie.  A jak nie będziesz pomocny to Cię zlikwiduje.

- Przykro mi, ale muszę odmówić - uśmiechnął się tak sarkastycznie, że nawet ja  nie umiałam, tak bardzo jej wyrazić. -Ja lubię być likwidatorem, niekoniecznie, gdy jest nim ktoś inny.

- Nie odważysz się.

- Nie lubię postępować pochopnie, ale od czasu do czasu każdemu się przyda.

Po czym ruszył na Kretosa. Miecz poszedł w ruch, chłopak ciął potwora. Pierwszy, drugi, trzeci raz Nie pozwalał przy tym istocie, uderzyć jego. Tworzył z wody wiry, które służyły mu jako tarcze. Jedną z nich wysłał w moim kierunku, by chroniła mnie. Odciągał go coraz bardziej ode mnie. Potwór próbował, zrobić coś co by mu pomogło, ale był całkowicie bezsilny z mocą syna pomniejszej bogini, nastolatka, wyśmiewanego i znienawidzonego... Gdybym nie wiedziała, że to on, podejrzewałabym, że to Hermes czy Apollo, albo inny z bogów, przybierających formę nastoletniego chłopaka. Jego moc nie była nawet mocą herosa. Było czuć jej boskie uderzenie.

- A teraz, Kretosie, odejdziesz - pomimo tego, że James wyszeptał te słowa, dla mnie brzmiały głośniej niż jakikolwiek szept, który usłyszałam w życiu. - Oszczędzę Ci życie, gdyż to nie ty zaatakowałeś Biankę. A z twoim panem rozmówię się później. Możesz mu przekazać iż wykroczył "Kodeks zachowań dozwolonych dla nieśmiertelnych wobec istot półkrwi" i że będzie srogo ukarany. I wiedz, że to, iż chciałeś przemienić Biankę w nicość podlega pod kodeks, bo istotą półkrwi, nazywamy również ćwierćboga... 

- Ćwierćboga? - Kretos cofnął się, ze zgłupiałym wyrazem twarzy. - W! takim razie się nie przyda. James, twoja esencja będzie lepsza. 

Rzucił się na chłopca i poważnie go uderzył. James upadł. Trzask był przeraźliwy. I brzmiał jakby coś się złamało. Chłopak nie ruszał się. Kretos się uśmiechnął, po czym : - Nie smuć się. On służył mi. Jego moc jest potężniejsza niż cokolwiek co widziałaś? Moja w tym zasługa. Ukazywałem mu to co chciał widzieć. Że będzie mógł zmieniać czas, że jego ojciec będzie żywy, jego matka nie jest bezduszna i go nie porzuciła, ba! obiecałem mu nawet ten głupi list do Hogwartu. Przyznam się, pomysł podchwyciłem od Kronosa. Tyle, że tak, jak on, zawiodłem na pewnym poziomie. Zapomniałem że jesteście herosami.  I że dla was "rodzina, obiecałeś" albo "zrób wszystko o co poprosi Cię matka" znaczy więcej, niż zemsta, sława, bogactwo, potęga i marzenia... A za zdradę mogę ukarać jak zechcę. Za adekwatną karę, uznałbym posłużenie się jego esencją, tyle że o Kloacynie nikt nie pamięta, więc jej syn mi się nie przyda. Jeszcze nie wiesz kim jestem?

- Idiotą - usłyszałam głos. - Idiotą jeśli myślałeś, że umarłem w taki sposób - James! James żył i stał przy mnie jak gdyby nigdy nic. - Może i służyłem złu, ale najważniejsze jest to że umiałem zawrócić. Nie zmieniłbym się, gdyby nie ta sprawa z Casttelanem. To szczera prawda. Ale chyba nie za późno na zmianę? 

Chwycił miecz z ziemi i zaczął nacierać na potwora. Atakował i mocno pchał. Walczył. Cały czas szepcąc te słowa - Odejdź, Kretosie. Z twoim panem rozliczę się później.

Walczył dzielnie, ale już opadał z sił. Chciałam mu pomóc, ale nadal nie mogłam się poruszyć.

- Żałuj, że mnie szkoliłeś, panie Kretosa - James odezwał się lodowato. - Inaczej nie umiałbym z tobą walczyć i ugiąłbym się pod twoją potęgą.

- I tak to zrobisz! - ryknął potwór, a ja zastanawiałam się, czemu nikt inny z Obozu nie przyszedł nam na pomoc. Nie słyszeli? Nie widzieli?

James stanął. Skupił wzrok na głowie Kretosa. Szepnął kolejny raz: - Kretosie, odejdź. Z twoim panem rozmówię się później - i wtedy zdarzyło się to. Z całego strumyka wyparowała woda i unosiła się wokół Jamesa i utworzyła niewidzialną tarcze, która spychała potwora. Nie widziałam czy mam omamy, czy potwór naprawdę się zmniejszał. James syknął - Odejdź! - i potwór musiał ustąpić. Zniknął. Roztopił się w morską pianę, która przybrała kształt liter. Niestety nie widziałam jakich. James podszedł do mnie, ale nie było w nim już spojrzenia zwycięzcy. Z powrotem zagościło na nim wzrok przebitej życiem osoby.

- W takich momentach żałuję, że nie jestem czarodziejem. "Oblivate" to życie - mrugnął do mnie. - Ale nie oceniaj mnie surowo za to że służyłem Tartarusowi.

Tartarus. Tartarus. To ciągle obijało się w moich uszach. Tartarus. Nawet, gdy byłam już bezpieczna w obozie, słyszałam to. Tartarus. Tartar chce z nami walczyć.