Dobra. To było bolesne i długie półtora dnia. Ze wskazaniem na bolesne. No właśnie. Teraz rozumiem, dlaczego w różnych książkach osoby nieprzyzwyczajone do jazdy narzekały po dniu spędzonym w siodle. Tak. I zawsze było tam sformułowanie „nie wiedziałem, że mam takie mięśnie". Ał... A teraz na serio to rozumiem.
Koń Aresa cały czas niestrudzenie biegł. A ja podskakiwałam przy każdy jego ruchu. Tak, żeby nie było: ten czarny koń to nie był zwykły wierzchowiec, tylko serio wielkie bydlę. Ał...
Moje mięśnie, moja głowa. Jak ja jestem głodna! Okej. Już przestaje się nad sobą użalać. Wracamy do normalności. Ares... Ten przytyk Bianki o jego pochodzeniu był spoko. Tylko że mówiła o moim.... No właśnie.
Koń wybiegł z lasu i zaczął biec po poboczu drogi (no przepraszam, jestem głodna i jadę do Hadesu. Proszę wybaczyć mi moje opłakane umiejętności opisywania rzeczywistości) - to była ta sama droga, którą biegłam wczoraj i jechałam z Aresem, jakiś dzień temu. I ta cała historia....
Koń przyspieszył. Ała!! Krew!? Co się dzie....
***
Otworzyłam oczy. Ciemność. Cisza. Nie czuję nic. Pustka. Żadnego dźwięku. Potem nic. Zemdlałam. Chyba. Teraz. Coś. Gdzie jestem? Nade mną gwiaździste niebo. Spadłam z konia? Zaraz.... Konia? Od kiedy ja...? Ja? Kim ja.... Skąd?
O co chodzi? Nic nie pamiętam....
Gdzie moje rzeczy? Rzeczy...? Chyba miałam chlebak... Nie nic tu takiego nie ma. Tylko... Kilka kroków ode mnie leży czerwona sportowa torba. Co to jest? Zaraz. Koło mnie leżą dwa noże. Na obu wygrawerowane jakieś runy czy inne ornamenty.
Podniosłam się z ziemi, chwytając broń i zakładając torbę na ramię. Próbowałam iść, ale zatoczyłam się i wpadłam na drzewo. Noże wypadły mi z dłoni. Oddychałam ciężko. Gdzie do..... Nie wiem. Gdzie jestem? Wszystko mnie boli... Dokąd powinnam pójść?
Chyba coś pamiętam?... Nie. Nic. Pustka.
Co powinnam zrobić?
***
Ulica. Już dawno straciłam orientację. Błąkałam się po mieście, nic nie rozumiejąc. Czerwona, sportowa torba ciążyła mi niemiłosiernie. Ludzie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kogo obchodzi nastolatka z...
Koś położył mi rękę na ramieniu. Natychmiast się odwróciłam. Za mną stała dziewczyna — mniej więcej trzynastoletnia. Miała krótkie brązowe włosy i ciemne oczy. Biało-szare dżinsy sięgały jej do kostek. Bluzka była obrzydliwie zielona. W uszach dziewczyny tkwiło kilka kolczyków.
- Czego chcesz? - zapytałam i strąciłam z ramienia jej dłoń.
Dziewczyna wyglądała na zbitą z tropu.
- Ja... przepraszam — powiedziała — ale wyglądałaś na zagubioną i chciałam zapytać, czy nie mogę ci jakoś pomóc.
Wyciągnęłam dłoń.
- Kaja — powiedziałam.
Moja nowa koleżanka uścisnęła mi rękę.
- Sophia — przedstawiła się.
Puściła jej dłoń.
- I?- spytałam — Co robimy?
- Ja...
- Co się robi, gdy ma się totalną amnezję? - przerwałam jej. Starałam się by mój głos, brzmiał lekko ironicznie, z nutką rozbawienia, ale chyba coś nie wyszło...
***
Obudziłam się. Wszystko mnie bolało. Byłam głodna i zmęczona. Jak przez mgłę dochodziły do mnie wydarzenia dzisiejszego poranka i wczorajszego wieczoru, i wczorajszego poranka, i przedwczorajszego wieczoru, i przedwczorajszego poranka i.... Poprawka. Nic nie pamiętałam. Ostatnie co mi się przydarzyło to Sophia i ... I... I?
Miałam wielką ochotę zamknąć oczy ponownie oczy i udać, ze się nie obudziłam. Ale coś nie dawało mi spokoju. Tylko co?
Z jękiem podniosłam się z podłogi. Znajdowałam się w jakimś pokoju. Sądząc po wyglądzie, w salonie... Nie. Raczej była to po prostu pokojo-kuchnio.... Jak się coś takiego nazywa? Skromny aneks kuchenny, szafki, sofa stół i kilka krzeseł. A ja leżałam przed chwilą na dmuchanym materacu...
Oparłam się plecami o ścianę, czując, że za chwilę znowu zemdleję. Kręciło mi się w głowie.
Usłyszałam kroki. Drzwi otworzyły się i do pokoju weszły dwie dziewczyny: Sophia i ktoś jeszcze.
- Obudziłaś się - stwierdziła po prostu Sophia
-Taa... - odpowiedziałam, co innego miałam powiedzieć?
- Ale żeście sobie pogadały -do dialogu włączyła się nieznana mi koleżanka Sophii - Ją znasz, Ja jestem Viola. A ty? - spytała
- Kaja - powiedziałam, lekko się kłaniając.
Viola wyglądała na około 20 lat. Była wysoka, miała długie blond włosy związane w kucyk i pod względem ubioru była totalnym przeciwieństwem Sophie.
- Wiedziałam -odpowiedziała Viola - Masz mega niespotykane imię. Łatwo zapamiętać. ale... nie byłam pewna- uśmiechnęła się szelmowsko i przeszła do drugiej części pokoju. Zaczęła wyjmować z szafek talerze, sztućce i jedzenie. - Ban o tobie mówił. Zresztą on zawsze o tobie mówił - dodała.
Spojrzałam na dziewczyny, nic nie rozumiejąc.
- Ja nadal nic nie pamiętam - powiedziałam - Przepraszam.
Sophie podeszła do mnie, chwyciła mnie za ramiona i delikatnie mną potrząsnęła.
- Może pójdziemy do ciebie? Wtedy może coś sobie przypomnisz - w jej głosie było coś pomiędzy zrezygnowaniem a ciekawością. No i co? Założyłam na ramię moją torbę i poszłyśmy.
Po prostu. Wyszłyśmy na klatkę schodową i zeszłyśmy piętro niżej. Drzwi do mieszkania były otwarte na oścież. Weszłam do środka, stawiając parę chwiejnych kroków.
- Nie idziesz? - spytałam, widząc, że Sophia została na korytarzu i z zainteresowaniem zagląda do środka.
- Nie - dziewczyna pokręciła głową. - Jak skończysz oględziny, to choć na górę, za jakieś pół godziny będzie obiad.
Skinęłam w odpowiedzi głową. Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po wnętrzu pokoju.
Było urządzone dużo skromniej, ale widać było w tym celowe działanie. Wszystko było zrobione tak, że na pierwszy rzut oka to miejsce wydawało się dawno opuszczone. Od pokoju odchodziły trzy drzwi (pomijając wejściowe). Podeszłam do środkowych i delikatnie nacisnęłam klamkę. Cicho wsunęłam się do wnętrza. Okno w połowie zasłonięte żaluzją a na podłodze trzy materace.
Na jednym z nich leżała skulona postać. Był to bez wątpienia chłopak. Miał krótkie włosy tak jasne, że wydawały się białe. Poza tym bordowa bluza i czarne dżinsy 7/8. Spał.
Wiedziałam, że powinnam albo go obudzić, albo wyjść, ale... Wydawał się... Jak to nazwać? Wlewał w te puste ściany jakby obecność, a w moje serce nadzieję i jakąś siłę. Przymknęłam drzwi.
Nagle on z cichym jękiem obrócił się na plecy i zobaczyłam, że na lewym policzku ma szramę a na wargach zaschniętą krew.
I wtedy on otworzył oczy. Poderwał się z ziemi, a jego spojrzenie szybko spoczęło na mnie.
-Ja przep... - zaczęłam mówić
- Ty żyjesz! - przerwał mi - Ty, to ty?... Ty tu jesteś? Prawda?....
Nie rozumiałam jego wybuchu radości i nagłego wycofania i tych dziwnych pytań. Mierzyliśmy się wzrokiem przez długie pół sekundy. Ot, uderzenie serca. Ale ja czułam się, tak jakby minęło kilka minut.
Chłopak miał piękne oczy, które, choć teraz przekrwione.... Nie. Jego tęczówki miały różowo-czerwono-bordową barwę naturalnie (nie wiem, jak się coś takiego nazywa).
Te oczy, które ja tak dobrze znałam! Ban. Kronos. Ares. To wszystko wróciło... Ja. Android... Bianka, Adria. Obóz Herosów. A! Po tym wszystkim, po nektarze itd. on przede mną, ot tak, najnormalniej w świecie stoi?
- Ban... - wyszeptałam - To... znaczy... Ty żyjesz? - nie mogłam uwierzyć.
Staliśmy naprzeciwko siebie jak zahipnotyzowani. Po jego policzku spłynęła łza. Poczułam, że również mam mokre oczy.
- To... ty - powiedział - Nic ci nie jest?
- Nie. - pokręciłam głową - Ty? Jakim cudem ty żyjesz - urwałam, przecież on nic nie wiedział.
-Ja... - zaciął się - Musimy chyba pogadać.
Skinęłam w odpowiedzi głową. Jeszce chwilę staliśmy, spoglądając na siebie z niedowierzaniem. Potem wyszliśmy z pokoju, a potem na korytarz - nie chciałam tam być, bolesne wspomnienia. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami, wzdychając ciężko.
- Viola zaprosiła nas na obiad - powiedziałam w końcu, przełamując milczenie.
Tak bardzo chciałam, aby Ban żył, wyrzucałam z siebie, że to moja wina... A teraz co? Wyrosła między nami jakaś niewidzialna bariera. Jak by...
- My chyba naprawdę musimy pogadać - Ban wydawał się jakiś smutny
Ciekawe dlaczego?... A prawda nasi przyjaciele nie żyją. No rzeczywiście ma powody do smutku.
- Lucy i inni - zaczęłam
- Nie wiem - przerwał mi - Jak się ocknąłem, nie było tu nikogo. Miałem tylko bardzo dziwny sen...
- Jeśli ten sen zakładał, że przyprowadziłeś tu jakiś dziwnych ludzi, którzy mieli broń, i którzy w naszej głupocie dali nam coś normalnego do jedzenia i potem mnie z tąd zabrali i ... To była prawda! - nie wytrzymałam, odwróciłam się i walnęłam pięścią w drzwi. Oczywiście źle uderzyłam i od razu poczułam ból od nadgarstka po łokieć. Lekcja na przyszłość... Spojrzałam na Bana. Przypatrywał mi się uważnie.
- A potem była powtórka z Infinity War - powiedział głucho i pstryknął palcami - nic.
Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę. Nie całą, ale... Przecież to Ban. Przyjaciel. Co powinnam zrobić? W końcu on przerwał ciszę.
- I pomyśleć, że w takim momencie... - westchnął - Muszę ci coś wyjaśnić. Kojarzysz Aresa? Ten idiota, który jeździł na harleyu - skinęłam głową, nie wiedząc do czego zmierza. Ban urwał. Nagle zrozumiałam.
- Ty wiesz! - prawie krzyknęłam.
Chłopka popatrzył na mnie za zdziwieniem.
- Ty wiesz...? - powtórzył - w sensie ta gadka o Olimpie...
- ...tytanach, bogach i potworach
- To prawda - dokończył.
- Dokładnie - westchnęłam.
- I to odpowiedź, dlaczego przeżyliśmy. Bo to nie był zwykły napój, tylko nektar.
- Tak - przytaknęłam
- Ale ja wciąż nie wiem, co się z tobą stało. I skąd wzięło się to paskudne oparzenie na twojej twarzy - ostatnie słowa wymówił ze źle ukrywanym obrzydzeniem
- A ja nie wiem skąd ty wiesz - powiedziałam i spojrzałam na niego - sorry ale po tym wszystkim ja nie za bardzo wiem komu zaufać - urwałam - przepraszam - dodałam - tobie powinna zaufać jako pierwszemu, ale serio nie wiem co o tym myśleć.
W odpowiedzi on skinął głową.
- Nie wiem, ile wiesz i co przeszłaś, co mam ci powiedzieć
Spojrzałam na niego ze złością. Wydawał się taki spokojny. Zresztą, on zawsze taki był, tylko teraz jakoś to mnie drażniło. „Co przeżyłam” - mało przyjemne spotkanie z Aresem - ot, co przeżyłam.
- Wiem o sobie i o świecie wystarczająco dużo by się znienawidzić - mruknęłam
- Kim jesteś? - przerwał mi
- Kimś kto nie powinien istnieć - wycedziłam przez zęby
- Więc Kronos ci powiedział - mówił spokojnie, uważnie dobierał słowa - Dołączysz do niego?
- Dlaczego miałabym to robić! - krzyknęłam ze zgrozą
- Chciałem tylko zauważyć, że to, co chce zrobić, wcale nie jest takie złe. A na pewno lepsze od tego, co robią teraz bogowie.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Co ci się stało, że myślisz w ten sposób ? - szepnęłam
- Co mi się stało? Co mi się stało?! - krzykną - Mieszkałem w obozie połowę mojego życia - (znaczy około 8 lat) - I wiesz co? Jakoś nikt się mną nie zainteresował. Nikt mi nie powiedział „jesteś moim synem". Nawet głupie córki Afrodyty dostawały przydział po dwóch tygodniach. Więc co? Znudziło mi się czekanie. Poszedłem. I wiesz, kogo spotkałem?
***
Chłopak biegł przez las. Potykał się co kilka kroków, ciężko dyszał. Kilka metrów za nim pędziła chimera. Chłopak wywrócił się. Przymkną oczy. Był gotowy. Zaraz zginie. Tylko że ból nie nadszedł. Podniósł się z ziemi. Odwrócił się. Przed nim stał wysoki, młody mężczyzna z obusiecznym mieczem w ręce. U jego stóp chimera rozsypywała się w proch.
- Nie powinieneś tu byś synu Artemidy - odezwał się nieznajomy
- Uratowałeś mi życie - wymamrotał chłopak.
Nieznajomy pokiwał głową.
- Jak się nazywasz? - zapytał po chwili.
- Ban - wymamrotał chłopak, spuszczając wzrok z twarzy nieznajomego.
W odpowiedzi on zaniósł się śmiechem.
- Czemu boisz się wymawiać swoje prawdziwe imię, a podajesz imię nieistniejącej postaci, której chcesz dorównać?
***
Po twarzy chłopaka spłynęła łza. Szybko wytarł ją wierzchem dłoni.
- Nie chce o tym mówić - powiedział - Nie zasługujesz na to.
- Że co? Rozumiem, że nie podoba ci się, że nie jestem człowiekiem, ale jakoś wcześniej choć wiedziałeś - nie wytrzymałam.
***
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytał nieznajomy
- A kim ty jesteś? - odpowiedział chłopak, zauważając kątem oka, że stopy tajemniczej postaci unoszą się nad ziemią.
- Wrócisz do takiego życia, jakie chcesz teraz prowadzić. Nikt nie będzie cię niepokoił. Ale...
- Ale?
***
- Wiedziałem - prychną z pogardą - jak mógłbym nie wiedzieć? Przez ostatnie trzy lata czekałem - był wściekły, ponosiły go emocje
***
- Po prostu pewnego dnia przyprowadzę do ciebie mojego przyjaciela, a ty dasz mu schronienie na kilka miesięcy do czasu, aż odejdzie ze mną.
***
- Czekałeś na co? - nie wytrzymałam
- Jeszce się nie domyśliłaś? - uśmiechną się drwiąco
- Czekałeś na Aresa, na to aż mnie stąd zabierze i będziesz miał spokój, aż będziesz mógł działać - na jego twarzy odmalował się wyraz niedowierzania - I co jeszcze? Czekałeś na wiadomość od matki, bo cały czas sobie wmawiałeś, że jednak Artemida nią jest. Aż w końcu, zwróciłeś się do Kronosa, prawda? - ostatnie słowa wyszeptałam, wiedząc, że mówię prawdę
- Milcz! - powiedział - Nie masz prawa tego wiedzieć.
Pokręciłam głową.
- Ale wiem. Być może podczas wymiany myśli
- Nie mów, że pozwoliłaś komuś wejść do swojej głowy - przerwał mi.
- Nie pozwoliłam, tylko on sam sobie pozwolił - uśmiechnęłam się niewesoło na wspomnienie wczorajszego popołudnia.
- Powiedz tylko, że to nie był Ares - powiedział słabo on.
- To on cię wtedy uratował, prawda? - zapytałam - Pokazałam mu wszystko - dotknęłam dłonią swojego czoła. - Część jego wspomnień
- Więc to tak - przerwał mi - Naprawdę chcesz być pionkiem w jego grze? Tylko kartą, którą bez wahania poświęci?
- Dobrze jest znać swoje miejsce - popatrzyłam na Bana.
- Dobrze to jest mieć wolność - odparował. - A ty jak widzę, jej nie masz . On zabrał ci wszystko, co miałaś i teraz i poprzednio. Należysz do niego.
***
- Było inne wyjście?
- Było, ale to podobało mi się bardziej.
***
-Zrozum, on czerpie przyjemność z tego, że zadaje ci ból.
***
- Uwielbiam cię upokarzać - stwierdził - Już zapomniałem, jaka to frajda.
***
Musisz po prostu zrozumieć, że dla niego zawsze będziesz tylko zabawką. - jego lewe oko zrobiło się złote - Lecz dobrze. Będziesz już zawsze wyrzutkiem. Dla mnie wrogiem, którego trzeba zabić. Dla nich więźniem, którego trzeba się pozbyć. - złoty kolor znikną - Przypieczętowałaś swój los - powiedział.
- Nie - szepnęłam. Wiedziałam, że powiedział prawdę, ale chciałam, sobie wmówić, że to kłamstwo.
Wiedziona instynktem podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Moje palce przeszły przez materiał i weszły w ciało. Cofnęłam dłoń. Palce miałam uwalane w krwi: spływały po niej niebieskie i czerwone strumyki płynu.
- Ty też - wyszeptałam z niedowierzaniem
- Kto to mówi - żachnął się.
Podniósł rękę i wykonał ten sam gest co ja. Powstrzymałam krzyk, gdy jego palce wbiły się w moje ramię. Po chwili podniósł dłoń, po której spływała niebieska krew tytana przeplatana złotą siateczką ichoru.
- Więc jednak dał ci swoją krew - stwierdził z niedowierzaniem, oglądając swoją dłoń.
Cofnęłam się kilka kroków.
- Ty też... - nie dokończyłam.
- Nie do końca - powiedział - Jak widzisz, byłem też kiedyś człowiekiem. A teraz w końcu. - w jego rękach pojawiły się moje noże - To pozwoli mi wreszcie stać się takim jak ty. I ja w przeciwieństwie do ciebie spełnię oczekiwania ojca.
Po tych słowach po prostu rozpadł się w proch jak mantikora. Zwyczajnie znikną. Nie zostało nic.
Nie mogłam uwierzyć. To wszystko stało się tak nagle. Nagle poczułam olbrzymie zmęczenie. Opadłam na kolana i spoglądałam na błękitno-czerwoną krew spływającą z moich palców.
A ja myślałam, to co działo się wczoraj ze mną i Aresem było dziwne. No to dzisiejszy dzień zdecydowanie to przebił. Mój najlepszy przyjaciel minie zdradził i zyskałam sobie śmiertelnego wroga i ... Dodatkowo to, co Ban mówił o Aresie... Czy wybrałam dobrą stronę? Może rzeczywiście powinnam przyłączyć się do Kronosa. I kim ja, do cholery, jestem? I co z tym długiem? Przecież to oczywiste, że jeśli zrobię coś, co się Aresowi nie spodoba to zaraz...
- Czemu tak o mnie myślisz? - myśl rozległa się bezpośrednio w mojej głowie.
Nie odpowiedziałam tylko, tępo wpatrywałam się w krew na podłodze.
- Hej! - zdradził lekkie zniecierpliwienie - Spójrz na mni. - to nie była prośba, tylko rozkaz.
Nie zrobiłam nic.
Nagle poczułam, że na moim podbródku mocno zaciskają się palce i brutalnie podrywają moją głowę do góry.
Przede mną stał Ares (bo kto by inny). Jego stopy delikatnie unosiły się nad podłogą. Delikatna wodna mgiełka za nim zdradzała właśnie zamknięty portal Iris.
- Mówiłem coś do ciebie - szepnął on i zabrał swoją dłoń.
Wpatrywałam się w niego jak urzeczona.
Ares wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam jego dłoń i podniosłam się z kolan. Kątem oka zauważyłam, że oparzenia na jego dłoniach przeobraziły się w blizny.
Powoli na moje usta wpływał delikatny uśmiech. Po moim policzku spłynęła łza.
Jego wargi również ułożyły się w półuśmiechu.
- Jesteś - szepną a w jego oczach rozbłysły radosne iskierki.
***
To teraz parę słów ode mnie. Majam pewnie też zaraz coś napisze (jak zawsze). Więc za nieukatrupienie mnie za to co tutaj zaszło serdecznie dziękuję. (Jest okej, prawda? Dialogi w miarę naturalne? Zachowania postaci do wytłumaczenia? Ares odpowiednio aresowy? 😉)
Nie wiem do czego dokładnie będzie zmierzać główny wątek bloga więc pozwoliłam sobie na wprowadzenie, do pobocznego wątku mojej postaci, głównego złego bohatera. Może nawet coś dobrego z tego wyniknie.
I strasznie dziękuję za miłe słowa od jednorożca i majam pod moim ostatnim rozdziałem. Jak ostatnio go przeczytałam to doszłam do wniosku, że wiele rzeczy bym poprawiła itd. więc postaram się by następne opowiadania były bardziej dopieszczone (wiecie, przecinki, literówki, wypowiedzi postaci itd.) A i może tym razem też napiszcie co o tym sądzicie?
Postaram się by w moim następnym opowiadaniu Kaja trafiła do Obozu no ale z Aresem nigdy nic nie wiadomo 😉.
---
dziękuje za udzielenie głosu wikilsw (i tak bym sobie sama wzięła). Rozdział zarąbisty, jesteś perełką bloga (a ja jego niszczycielem). Co do Bana to na Howrse, wysyłam Ci "recenzję" jego postaci, a więc wiesz co o nim myślę (moje serce: "jest niczym mój monsz Luk", ale moja głowa "mój monsz Luk był lepszym Banem"), ale poza tym świetnie jak zawsze.
Do zobaczyska ludzie (a rozdzialik fabularny się usunął, wiecie? z bloggera i dokumenta Word. Muszem pisać od nowa) !
jednorożec.pl
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest lepszy niż tamten wcześniejszy a zakączenie podobne do zakączenia "Percy Jackson " Złodziej Pioruna.Czekam i mam nadzieje że Kaja pójdzie do obozó herosów.:)
*za wszystkie błędy przepraszam, pisałam na szybko *
Usuń